Aktualności

Previous Next

Kwietniowe spotkanie DKK dla dorosłych

Wydawało mi się, że dzięki Borowskiemu, Szmaglewskiej i Nałkowskiej poznałam wszystkie okrucieństwa wojny. Wydawało mi się też, że nie ma bardziej przerażających słów niż oświadczenie Różewicza: „Mam 24 lata. /Ocalałem/ prowadzony na rzeź”. Myliłam się jednak, bo zaszokowała mnie książka Anny Janko Mała zagłada. Pisarka opowiadając o wydarzeniach z roku 1943 w Sochach, zanurzyła mnie po uszy we krwi, w mordach, o egzekucjach, zagładzie, strzelaninie, masakrze i pacyfikacji.

Czytając tę książkę odczułam strach, przerażenie, rozpacz, traumę, niemoc i pesymizm. Anna Janko ocaliła od zapomnienia 200 zamordowanych osób oraz matkę, która straciła własnych rodziców, dom i poczucie bezpieczeństwa. Jako ofiara nazistów zaczynała życie od apokalipsy, która zawsze kojarzy się z wizją przykrych wydarzeń towarzyszących końcowi świata.

Ludobójstwo, pacyfikacja, pożary, bombardowane, głód, strach i tułaczka odcisnęły piętno na życiu Anny Janko, która była dzieckiem „z niedopieszczoną przeszłością i niepewną przyszłością”.

Córka, snując wspomnienia, prowadzi dialog z matką i używając pięknej apostrofy tak mówi o traumatycznej przeszłości:

„Mamo nie ma mowy żebyś wszystko pamiętała, bo trauma dezintegruje pamięć”.

Niezagojone blizny sprawiają, że zło wraca. Nie mogąc uwolnić się od przykrych wspomnień, autorka próbuje klasyfikować zło i dochodzi do następujących wniosków: „Stutthof było gorsze od Birkenau, a Birkenau gorsze od Auschwitz i Buchenwaldu”.

Ludobójstwo odciskało piętno na psychikach ludzi, którzy zwątpili w człowieczeństwo i dlatego autorka powieści zadaje mądre i oryginalnie sformułowane pytanie retoryczne: „Czy przepaść rozpaczy daje się zacerować?”. Odpowiedź na pytanie jest negatywna i dlatego załamana bohaterka emocjonalnie powtarza: „Cholera. Cholera. Cholera.”

Anafora jest figurą stylistyczną świadomie wykorzystywaną przez pisarkę, która pragnie przykuć uwagę czytelnika i trzy krotnie powtarza również następującą konstrukcję składniową:

„Niemiec strzelił tatusiowi w głowę.

Antoniemu także strzelił w głowę.

Leżącej Janinie także strzelił w głowę”.

Proza ta jest prawdziwa i dołująca, bo obcowanie z wszechobecnym złem wprawia czytelnika w ponury nastrój, a aforyzmy stworzone przez narratorkę mają negatywne przesłanie. Zaszokowały mnie nowatorskie, ale smutne stwierdzenia:

- Imię strachu- Niemcy

- Dobry Niemiec jest jak biały Murzyn

- Strach to dobry sufler zbrodni

- Przemoc i okrucieństwo to potężny afrodyzjak

Chwilami miałam wrażenie, że zło jest ……., a wspominanie dobra jest tak marginalne, że sprowadza się do tego, że Wilhelm Hagen dobrze traktował Polaków, Feliks Hersen uratował 60 000 Żydów, a Zamojscy opiekowali się osieroconymi  dziećmi z Zamojszczyzny. Ten jaśniejszy cieplejszy akcent pojawił się również w zakończeniu utworu. Wzruszające jest wyznanie pisarki, która pragnie, by jej matka nie była kojarzona z apokalipsą, ale z więzami emocjonalnymi łączącymi dwa pokolenia. Autorka dystansuje się również od swojej traumatycznej przeszłości, która zacienia obraz świata. Anna Janko pokonała demony przeszłości, dała zabliźnić się ranom i otworzyła się na przyszłość i zapragnęła nadać życiu nową, lepszą jakość. Warto sięgnąć po te dobrą, mroczną, mądrą i nowatorską prozę ocalającą od zapomnienia to, co wydarzyło się 1 czerwca 1943 roku w Sochach na Zamojszczyźnie.

Klubowiczka Anna Zalewska

 

Książką do przeczytania obowiązkowego jest Mała zagłada Anny Janko. Są to prawdziwe traumatyczne wspomnienia jej mamy i najbliższych krewnych z Soch, którzy przeżyli zagładę swojej wioski podczas II Wojny Światowej.

Tych wspomnień nie da się czytać gdy łzy nie płyną, nie  wiem czy tak można ? Tak trzeba je przepłakać: teraz. Autorka spisała i opisała prawdę historyczną, o której powinny pisać podręczniki a my powinniśmy o tym pamiętać.

W okupowanej przez Niemców Polsce codziennie wykonywane były takie małe zagłady, płonęły całe wioski, było ich tysiące. Ginęli młodzi, starsi, dzieci w najokrutniejszy sposób paleni żywcem, żywi wrzucani do wykopu i zakopywani, gazowani.

Pokolenie powojenne tez czuje ten strach wojny. Mówimy naród Niemiecki zgotował taką zagładę ludziom- Polakom, Żydom, Cyganom. Ja napiszę inaczej: to ludzie- nieludzie, tych co to robili nie można nazwać ludźmi. Byli to zaprogramowani „czarni ludzie”, którzy wcześniej byli karmieni nienawiścią do wszystkiego co się rusza. Tej zbrodni nie można nazwać inaczej ci nie- ludzie od najmłodszych lat przygotowywani byli jak w „diabelskim kotle”, gotowani by siać zło niszczenia życia. I wylała się ta maź diabelska na Polskę, Europę i świat.

Przeczytajcie te wspomnienia, by ocalić od zapomnienia bo to nasza historia. Okrutne jest również to, że i dzisiaj świat patrzy jak rozlewa się zło i cierpią niczemu nie winne dzieci, gdyż zostają sierotami.

Zasiewajmy dobro wokół siebie choćby uśmiechem do drugiego człowieka, a uśmiech odda uśmiech.

Klubowiczka Mirosława Ziobro

© 2018 Miejska Biblioteka Publiczna

szukaj